bar
Ewa Knypińska
"Wakacje na ,,Padlinie"
Patrzyłam z niedowierzaniem na to, co się przede mną działo. Dwójka mężczyzn bez cienia wstydu stała na środku peronu i oblewała siebie oraz swoich kolegów dziwną substancją koloru zielonego. Ucieszone tą zabawą były dwie dziewczyny mające mniej więcej tyle lat, co ja. Nie tylko one z resztą. Zauważyłam, że kilka metrów dalej stała grupa młodzieży typowo wakacyjnie ubranej, ale bardzo rozbawionej zabawą starych, niedojrzałych mężczyzn. Zaśmiewali się do rozpuku, ja natomiast czułam się bardzo zaniepokojona. Nigdzie nie mogłam znaleźć grupy obozowej, z którą miałam jechać na turnus do Mikołajek. Zazwyczaj nie jeżdżę do Polski na wakacje, w tym roku rodzice zrobili wyjątek i orzekli, że muszę poznać trochę swój kraj. W dalszym ciągu nie jestem zadowolona z tego powodu, wolałabym pojechać do ciepłych krajów, ale cóż zrobić?
Po raz setny spojrzałam na zegarek i kartę ze wszystkimi informacjami dotyczącymi wyjazdu. Przeleciałam po niej wzrokiem i doszłam do wniosku, ze wszystko się zgadza..
Zbiórka odbywa się o 11.00 na peronie 4 pod sklepikiem, biuro Wandrus...Spóźniłam się jedynie 15 minut na pewno by poczekali. Było jednak już wpół do 12,a ja w dalszym ciągu nie widziałam osób, które wyglądały na takie, co wybierają się na Mazury do luksusowego hotelu w Mikołajkach. Wygładziłam swoją spódnicę kupioną na dzień przed wyjazdem i podeszłam do w miarę wyglądającej normalnie dziewczyny z gitarą..
- Nie widziałaś może jakiegoś obozu zgromadzonego tutaj około 11? - spytałam się mało uprzejmie
- Od 11 stoimy tylko my tutaj... Ale zaraz jak ty masz na imię? - zadała pytanie uśmiechając się
- Julka Ciasto - rzekłam z wahaniem.
- No to znalazła się nasza zguba! - krzyknęła wesoło - Darooo!!! Ciasteczko się znalazło!! - wrzasnęła do jednego faceta ubrudzonego zieloną cieczą. - Czekamy na ciebie już od 30 minut, ale nie przejmuj się. Ja za pierwszym razem spóźniłam się godzinę. - rzekła mrugając do mnie okiem.
Mnie bynajmniej ta sytuacja nie śmieszyła. Mama mówi, ze w ogóle mało rzeczy mnie śmieszy.
- Zaraz! Zaszło jakieś nieporozumienie! - byłam naprawdę zdenerwowana. Nie, to musiała być pomyłka, moi rodzice nie zapisaliby mnie na taki obóz. Kurcze, czemu wcześniej nie przejrzałam oferty tego wyjazdu?!
- Jak to nieporozumienie? - mężczyzna z płynem na głowie, wprawiającym mnie w obrzydzenie niewiadomo kiedy znalazł się tuż przy mnie. - Jesteś Julka Ciasto, lat 15, zamieszkała w Warszawie na ulicy Klej 4, urodzona 22 stycznia 1991 roku czyż nie? - zapytał podnosząc błękitne oczy znad karty.
-Tak... - rzekłam bardzo słabo.
- HA! Sam pamiętam jak zapisywali ciebie rodzice, bo trudno nie pamiętać waszego nazwiska. Twoja mama to taka żywiołowa osoba w rudych lokach na głowie, prawda?
- Tak.. - powiedziałam jeszcze ciszej.
- Bardzo miła osoba. Tę spódniczkę chyba nie ona ci wybierała?- zapytał z wesołym błyskiem w oku. Nie czekając na odpowiedź powiedział. - Nie smuć się mała, nikt się nie gniewa na ciebie za spóźnienie. Do szeeeregu!!! - ryknął ni stąd ni zowąd, tak, że podskoczyłam na pół metra. W tym samym momencie około 40 roześmianych, młodych osób ustawiło się w dwóch prawie, ze prosto ustawionych rzędach. Ze strachu przed kolejnym barbarzyńskim odgłosem wydanym przez człowieka, który mnie coraz bardziej przerażał, chyżo ustawiłam się w szeregu.
- Dobrze szanowna młodzieży żeglarskiej!!! Wyruszamy na zmagania z falami, z wiatrami... Będziemy was szkolić, na młode wilki morskie. Hejże na rejs po pięknych jeziorach mazurskich! - słowa te wykrzyczał tubalnym, grubym głosem, ale nikt z stojących obok mnie nie wydawał się przestraszony. - Pociąg jedzie!! - ryknął znowu, a wszyscy porwali się do biegu biorąc swoje podręczne plecaki. Jako jedyna miałam walizkę, ale jakiś chłopak widząc jak się trudzę, złapał ją w biegu. W rezultacie znalazłam się w pociągu z gromadą dzikich osób.
Po 6 godzinach jazdy, spędzonych przeze mnie z kwaśną miną w najciemniejszym kącie przedziału, dojechaliśmy. W dalszym ciągu zastanawiałam się co miał ten Marko na myśli, nazywając nas młodzieżą żeglarską. Rejs po pięknych, jeziorach Mazurskich? Z lękiem wysiadłam z pociągu, bojąc się co tym razem przed sobą ujrzę.
Mogłam odetchnąć z ulgą! Znajdowaliśmy się w Mikołajkach, na pewno zaraz pójdziemy do hotelu Gołębiewskiego i będę mogła się przebrać...
Z większą pewnością podeszłam do dziewczyny z gitarą i zagaiłam:
- Dobrze, że już jesteśmy na miejscu! - tym razem powiedziałam to z uśmiechem numer 7, starając się nie pamiętać o tym, że nazwała mnie Ciasteczkiem - Chciałabyś być ze mną w pokoju? - zapytałam.
- Hahahahaha w pokoju, oczywiście - zaśmiała się jakbym powiedziała najlepszy żart na świecie - Myślę, że koja pod pokładem nam wystarczy -uśmiechnęła się.
- Pod pokładem mówisz...? A co będziemy tam robić? - zapytałam nerwowo.
- Śmieszna jesteś - powiedziała mrużąc oczy - Masz zamiar zrobić w tym roku patent na żeglarza jachtowego? Ja w zeszłym roku niestety oblałam teorię i to u tego okropnego Marko! - krzyknęła bez gniewu, tak aby usłyszał ją stojący nieopodal nas człowiek o którym mówiła.
- Nie miałem wyboru, nic, a nic nie umiałaś, chociaż w praktyce byłaś dobra! - odkrzyknął pokazując jej język.
- Ale w tym roku zdam! W ogóle to jestem Gunia - powiedziała tym razem do mnie wyciągają dłoń.
- Julka..- nie mogłam więcej nic powiedzieć, ponieważ po raz kolejny usłyszałam znienawidzone ryknięcie.
- Żeeeeeeglarze!! Do szeregu!!!! - przestawało mnie to bawić. Na domiar złego nie miałam komórki, nie mogłam do nikogo zadzwonić. Byłam sama z bandą rozwydrzonych ludzi.
- Za chwilę będziemy dobierać was do załóg. Większość z was jest pierwszy raz na rejsie i być może przyjechała tu z zamiarem zdania egzaminu na patent żeglarski. Wymaga to jednak dużo pracy - Gunia na to ziewnęła tak przeciągle, że nawet mnie to rozbawiło. Zaśmiałam się, a że mój śmiech dosłyszał Daro.
- No to mam pierwszą pannę, która będzie na moim jachcie. Ciasteczko do mnie! - to nie mogła być prawda. - Gunia, ty również! - śmiesznie poczłapała do mnie i...mojego sternika?. - Teraz weźmiemy jeszcze trzech chłopaków, bo z takimi babami to nie wytrzymam. Może ty, ty i ty! - pokazał na trzech chłopców w tym jednego z tych, co pomógł mi nieść walizkę.
Inne załogi zostały wybrane chwile później. Jak się okazało jako, że jesteśmy z tak zwanym KWŻ-tem naszego obozu przypada nam najgorszy jacht tzw. Wenuska, kiedy inne załogi miały dużo lepsze Sasanki (nazwami tymi mogę się poszczycić dzięki Guni, która z wielkim zaangażowaniem mówiła o wszystkim związanym z żeglowaniem) Zawsze wydawało mi się, mimo stwierdzeń mamy, że nie jestem marudą. Przyznałam jej prawdziwość słów, kiedy zobaczyłam nasz jacht. Powiem tyle: Nie wyglądał na taki, którymi żeglują bogaci dżentelmeni z filmów, a do tego nosił mało urocze imię ,,Padlina".
Zrezygnowałam z podejrzeń związanych z ewentualną pomyłką dotyczącą mnie i obozu, kiedy otworzyłam swoją walizkę szukając karty do automatu telefonicznego. Zamiast eleganckich ubrań, które osobiście pakowałam, ujrzałam starannie ułożone krótkie wakacyjne ciuchy. Na samej górze letnich ubranek leżała kartka, na której poznałam bazgroły mamy
,,Juleńko! Myślę, że dobrze zrobiłam podmieniając kilka twoich spódnic i ładnych bluzeczek na te, ciuchy, co są tutaj. Będzie Ci w nich wygodniej na pokładzie. Baw się dobrze! AhojJ!!!"
Tego było już za wiele. Postanowiłam zostać i okazywać swoje ogólne niezadowolenie po powrocie. Zacisnęłam zęby i przebrałam się w naszykowane przez mamę rzeczy.
Moja przygoda z żaglami miała się zacząć już następnego dnia.
****************************************
- Wstaaajemy śpiochy! - nasz sternik wyrwał mnie z marzeń sennych czego po prostu nienawidzę. - Jak tam dziewczyny dobrze się spało? Szkoda, że wczoraj lunęło i nie było ogniska. Widzę, ze nawet trochę dziób ,,Padlinki" przemókł?
W istocie tak było, mimo że dzisiaj już świeciło słońce. Moja lewa nogawka od piżamy wyglądała jak mokra szmatka, ale nawet mnie to nie zmartwiło. Wczoraj poznałam swoją załogę i musiałam przyznać, że to całkiem mili ludzie! Stasio (ten, co pomógł mi nieść walizkę) Moher i Fajfus to śmieszni koledzy. Cały wieczór wraz z Gunią spędziliśmy na dziobie moknąc w deszczu miło ze sobą rozmawiając.
- No, dziewczyny myślę, że to dzisiaj wy będziecie miały wachtę! Do garów! - nawet ryki
Dara nie przeszkadzały mi tak bardzo jak wczoraj. Spojrzałam na Gunię leżącą obok mnie na dziobie i resztę załogantów znajdujących się na rufie. Dziób i rufa - dwa pojęcia, których znajomością mogę się poszczycić na początku mojej kariery żeglarskiej. Trójka dżentelmenów już była ubrana od jakiegoś czasu, a Gunia już zaczęła dobierać garderobę. Cholibka! Muszę nauczyć się nieco sprawności i szybszego budzenia się rano!
- Ciastko uwijaj się trochę! - utwierdziłam się w przekonaniu, że ta ksywa przylgnęła do mnie na dobre. - Zbiórka jest o 9 pod restauracją ,, Pod złamanym pagajem" jak wczoraj mówiłem. Jest za kwadrans, więc szybciutko! - dopowiedział sternik
,,W tri miga" ubrałam się i przygotowałam z Gunią cokolwiek zdatnego do jedzenia. (właśnie od tego poranka zaczęłam darzyć miłością mielonkę). Zdążyliśmy nawet na zbiórkę. Jak tam dowiedzieliśmy się, dzisiaj przepłyniemy kawałek zaplanowanej trasy. Dalsze plany poznamy u celu naszej dzisiejszej podróży w Rynie.
Po powrocie ze zbiórki Daroo i Gunia zapoznali mnie i chłopaków, którzy również po raz pierwszy znaleźli się na jachcie z paroma nazwami żeglarskimi takimi jak szoty, fok, grot, fał i nauczył nas stawiać i opuszczać żagle. Byliśmy pierwszą załogą, która wypłynęła z portu w Mikołajkach.
Było fantastycznie! Mimo, że Gunia narzekała na słaby wiatr ja czułam się niesamowicie! Sterowałam trochę jachtem, ciągnęłam za szota i czułam się jak wytrawny żeglarz. Kiedy dopłynęliśmy po dwóch godzinach do portu nie mogłam uwierzyć, że ten czas tak szybko mi zleciał. Zrobiliśmy ogólny klar jachtu, przy którym grzmiał nad nami Daro, że się grzebiemy. Potem upichciłyśmy coś na obiad. Kiedy przypłynęły za nami inne jachty (drugi był ,, Sailor" inna z Wenusek) odbył się prowizoryczny sprawdzian z pływania, abyśmy mogli spokojnie wypadać za pokład.
***************************************
Następne dni upływały w niepowtarzalnej atmosferze żeglarskiej. Nauczyłam się sterować jachtem za pomocą silnika i żagli, wiązać podstawowe węzły, porządnie klarować jachty, cumować do brzegu i robić zwrot przez sztag i rufę. Duży problem sprawiało mi podejście do człowieka, zaczęło mi dopiero wychodzić, kiedy Daro wyrzucił Fajfusa za pokład i kazał mi go ratować.
Codziennie śpiewaliśmy szanty przy ognisku, przy którym spaliśmy, mieliśmy ciekawe wykłady i pokonywaliśmy pewne odcinki trasy naszego rejsu. Bardzo zżyliśmy się z innymi załogami szczególnie,,Sailora'a" na której był wyziomisty sternik, zwany Bosem z super-fajną załogą. Były to bez wątpienia, piękne beztroskie dni. Musieliśmy jednak też nieco czasu poświęcać na naukę do egzaminu, który zbliżał się wielkimi krokami.
Dzień przed egzaminem, kiedy na wodzie czułam się całkiem pewnie, zaczęło padać. Załoga ,,Padliny „ od początku wyjazdu polubiła deszcz i uznaliśmy, że jesteśmy już tak wytrawnymi żeglarzami, a nie pływaliśmy ani razu jeszcze w czasie mżawki! Szybko odcumowaliśmy jacht (akurat wtedy stanęliśmy na ,,dziko") i wypłynęliśmy na spotkanie z przygodąJ.
Gdy odpłynęliśmy od brzegu już naprawdę spory kawał lunęło i zaczął wiać potężny wiatr. Zaskoczony Marko wydał nam zdecydowane rozkazy, a sam przejął ster. Wtem usłyszałam krzyk Stasia, który mimo siły, którą włożył w wykrzyczenie słów ,,Patrzcie!!!" był ledwie dosłyszalny pośród grzmotów. Spojrzeliśmy w kierunku, w którym wymachiwał rękami i zobaczyliśmy wywrócony jacht może 20 metrów od nas. Daro chciał zrobić zwrot przez rufę, jednakże Moher, któremu wcześniej polecił wybrać grota, z nerwów tego nie zrobił. Cudem uniknęliśmy wywrotki jachtu. Stała się jednak rzecz równie przerażająca. Daro oberwał bomem i stracił przytomność. Zaczęliśmy wszyscy panikować i krzyczeć tak strasznie, że musieli słyszeć nas w najdalszej części zatoki. Zdeterminowana zasiadłam za sterem i wybrałam grota. Wydawałam rozkazy jak rasowy sternik. Kazałam rozdygotanemu Moherowi wnieść Dara po pokład, który już powoli odzyskiwał panowanie nad swoją posiniaczoną głową. Dopiero po chwili przypomniałam sobie o wywróconym jachcie. Guni kazałam się ustawić na pozycji ,,oko" i przygotowałam się do podejścia do człowieka. Fajfus i Moher, który wylazł już nieco spokojniejszy spod pokładu, ustawili się na pozycji zwanych przez nas ,.wyławiaczy" wcześniej wyrzucając koła ratunkowe, rozpaczliwie machającym rękami osobom. Gunia pokierowała mnie prosto na pierwszego tonącego, a chłopcy z ogromną siłą wyciągnęli panią. Wyjmując drugiego człowieka z wody, omal nie zabiłam nas, omijając o pół metra pływający do góry ,,brzuchem" jacht. Więcej tonących Gunia nie dojrzała, chłopcy wraz z nią zajęli się udzielaniem pierwszej pomocy mężczyźnie i kobiecie, ja sterowałam zmęczoną ,,Padliną" ku upragnionemu brzegowi.....
******************************************
- Zdałam praktykę!!! - wykrzyknęłam do mojej załogi po przejściach i uśmiechniętego sternika z bandażem na głowie. - Stwierdzili, że nie ośmielą się nakazać mi robić podejścia do człowieka. - zaśmiałam się
- Oni też zdali! I słyszałem, że bez problemów!!! - huknął Daro z taką siłą, że ślepy uznałby, że jest okazem zdrowia. - Mam też nieoficjalne wieści o waszych wynikach z egzaminu teoretycznego - rzekł tajemniczo.
Wstrzymaliśmy dech w piersiach. Po naszej ostatniej przygodzie nikt nie bał się o zdanie egzaminu praktycznego. Gorzej było z teorią, bo do tej nie przygotowaliśmy się solidnie, ponieważ woleliśmy siedzieć na dziobie,,Padliny" i śpiewać szanty.
- Zdaliście super, a Gunia z was najlepiej! - ryknął efektownie.
Zaczęliśmy się śmiać i nieporadnie tańczyć z radości.
************************************************
Widziałam ciągle w myślach twarze osób, które w przeciągu 2 tygodni stały się dla mnie przyjaciółmi.. W rękach ściskałam medal otrzymany wraz załogą ,,za szczególne bohaterstwo i zachowanie zimnej krwi" na jeziorze. Czekałam na peronie na mamę. Nie miałam już zamiaru udawać złej za całą tą szopkę z moim wyjazdem. Prawdę mówiąc miałam ochotę ja uściskać. W końcu zobaczyłam jej burzę rudych loków wśród tłumu i zobaczyłam jak wryło ja na mój widok - z całą pewnością nie wyglądałam już jak dziewczynka sprzed dwóch tygodni w eleganckiej spódniczce. Uśmiechnęłam się i zaczęłam biec ku niej chcąc podziękować za najlepszy dotychczasowy wyjazd w moim życiu. Nieostatni zresztą, a każdy następny był związany, z Wandrusowskimi żaglami... J
THE END
od Wandrusa:
Zorientowanym w programie rejsów wyjaśniamy, iż w opowiadania nie muszą dokładnie relcjonować przebieg imprezy. Dopuszczalna jest fikcja literacka. Posłużyła się nią częściowo w swoim opowiadaniu Ewa, szczególnie przy opisie rozpoczęcia imprezy (Mikołajki) i akcji ratowniczej podczas egzaminu.
W naszej ofercie znajdziecie niezwykle atrakcyjne oferty wypoczynkowe dla dzieci, młodzieży, jak i dla dorosłych. Oferujemy rejsy żeglarskie, obozy żeglarskie, kolonie letnie, obozy młodzieżowe a także czarter jachtów. Jesteśmy przekonani, że szeroki wachlarz propozycji znacznie ułatwi Wam znalezienie czegoś odpowiedniego, w zależności od upodobań. Jeżeli jesteście zwolennikami przygody i aktywnego wypoczynku, idealną propozycją będą obozy żeglarskie. Rejsy żeglarskie to z kolei niezapomniana przygoda, do której będziecie powracać we wspomnieniach. Oferowane przez nas obozy młodzieżowe i kolonie letnie zawsze dopięte są na ostatni guzik, by tym samym zapewnić, nie tylko niezapomnianą przygodę Waszym pociechom, ale przede wszystkim ich bezpieczeństwo podczas wakacji. Czarter jachtów to również doskonały pomysł na niezapomniane wakacje i liczne wrażenia. Dzięki naszym atrakcyjnym ofertom możecie wybrać się z całą rodziną i przyjaciółmi w morski rejs. Zadowolenie naszych Klientów jest najważniejsze, dlatego też dokładamy wszelkich starań, by spełniać Wasze oczekiwania i wymagania. Bogactwo ofert sprawia, że każdy wybierze dla siebie i swojej rodziny najlepsze wakacje, dopasowane do indywidualnych potrzeb. U nas oferty znajdą się, zarówno dla tych, którzy lubią wypoczywać aktywnie i z adrenaliną, jak i dla tych, którzy wolą leniuchować na plaży. Sami wybierzcie, co będzie dla Was i Waszej rodziny najlepsze: rejsy żeglarskie, kolonie letnie, obozy żeglarskie, a może obozy młodzieżowe lub czarter jachtów? Serdecznie zapraszamy do szczegółowego zapoznania się z naszą ofertą! Zapraszamy na obozy quadowe, paintballowo-quadowe, gokartowo-quadowe, paintballowo-gokartowe, obozy quadowe premium, obozy quadowe wyprawowe, obozy młodzieżowe i kolonie 2020, obozy z psem na wakacje, obozy windsurfingowe, obozy sportów wodnych, kolonie żeglarskie. Wandrus opinie. Opinie Wandrus. Opinie o firmie Wandrus.
© Wszelkie prawa zastrzeżone wandrus.com.pl